Wspomnienia / Lech Konopiński

lech konopinskiTa dziewczyna - to było tak niezwykłe zjawisko na dość jałowej glebie rodzimej estrady, że Jej stale rosnąca z roku na rok sława szybko przemieniła się w prawdziwy kult.

Słucham teraz piosenek Ani i ze wzmożoną siłą wracają wspomnienia. Zaczęło się wszystko od mego debiutu w 1954 roku na łamach "numeru młodych satyryków" tygodnika satyrycznego "Szpilki". Dumny i blady pchałem się z moimi tekstami satyrycznymi i humorystycznymi na spotkania autorskie, a nawet na estradę. Tutaj spotkałem niezwykłe "zwierzę sceniczne", lwowskiego batiara rodem z Sewlusza, słowem - Józka Szmeterlinga. Scena - to był jego żywioł! Wspaniale recytował, prowadził konferansjerki, czarował publiczność. Zdarzało się, że czasem gdzieś zabałaganiliśmy, z czego nie była zadowolona jego małżonka, Halinka ze szlachetnego rodu Leliwa-Surmacewiczów. Nie łatwo jest być żoną artysty!

Szmeterlingowie wzięli ślub w 1948 roku we Wronkach. Józka zachwycił niewątpliwie świetny, ciepły głos utalentowanej muzycznie Halinki, a i ona była zapewnie oczarowana pewnością siebie i talentem czarnowłosego przybysza ze Wschodu. Prędko przyszły na świat dzieci: najpierw Romek, a półtora roku póżniej - czarnulka Ania. Z jednej strony - wielka radość, ale z drugiej - niemałe kłopoty mieszkaniowe, etatowe i w ogóle - życiowe. Któż tego nie zna?! A tymczasem młode pokolenie wykazywało rozliczne talenty i należało poświęcić dzieciom naprawdę dużo czasu. Romek już od pierwszych lat zakochany był w książkach, a rezolutna Ania rozśpiewała przedszkole i napełniała piosenkami mieszkanko. Już jako pięciolatka otrzymała pianino i odtąd przez kilkanaście lat nie rozstawała się z tym instrumentem. Prawdziwą naukę gry na fortepianie rozpoczęła jako siedmiolatka w poznańskiej Podstawowej Szkole Muzycznej przy ulicy Zwierzynieckiej. Nade wszystko pokochała Chopina, koncertowała nawet w Filharmonii. Szkoda, że zbyt małe, dziewczęce rączki nie potrafiły opanować arcymistrzowskiego repertuaru. Ania miała jednak słuch absolutny i nie wolno było Jej talentu zmarnować!

W latach sześćdziesiątych Szmeterlingowie przeprowadzili się do ładnego mieszkania przy ulicy Kasprzaka 7, na poznańskim Łazarzu. Tutaj też można było spotkać wielu młodych ludzi, których łączyła wspólna miłość do muzyki. O początkach estradowej kariery Ani napisał interesująco gitarzysta, wokalista i kompozytor - Piotr Kuźniak. Jej pierwsze nagranie radiowe związane było z działającą od 1968 roku przy poznańskim klubie "Od Nowa" grupą soulową Tomasza Dziubińskiego, która przybrała wkrótce nazwę Polne Kwiaty. Kiedy zespół wszedł do studia, Ania zaśpiewała popularny wtedy utwór Broka i Wasowskiego "Po ten kwiat czerwony". W wyniku fatalnego zgrania, piosenka nie zabrzmiała najlepiej. Po latach udostępnił mi taśmę z tym wykonaniem członek owej grupy, Adaś Adamski. Trudno zrozumieć dlaczego, ale nagranie rzeczywiście było nieudane. To zniechęciło bardzo Anię do muzycznego studia PR w Poznaniu.

Pozostawmy teraz na chwilę Anię z jej problemami i zajmijmy się absolwentem klasy oboju Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Poznaniu, świeżo upieczonym magistrem sztuki - Jarosławem Kukulskim. Młody muzyk po dyplomie rozpoczął pracę w Filharmonii Objazdowej pod dyrekcją Jerzego Młodziejowskiego, ale szybko ubudziła się w nim dusza kompozytora. Nawiązał kontakty z szefem Poznańskiej Piętnastki Radiowej, Zygmuntem Mahlikiem i konsultował z nim swoje pierwsze kroki twórcze. Jarek interesował się wówczas przede wszystkim rytmiczną muzyką rozrywkową i dlatego nie szukał tekściarzy wsród autorów białych wierszy, ale zwrócił się z propozycją współpracy do satyryka, Włodzimierza Ścisłowskiego i do mnie. Pamiętam, że pierwszą nagrodę zdobyliśmy w konkursie tygodnika "Nowa Wieś" za "Żarto-piosenkę" ("Wszedł chlopo-robotnik do klubo-kawiarni i mruknął półgębkiem: - Poprosżę pół czarnej..."). Następne sukcesy nie przyszły od razu, bo Kukulski przeniósł się do Filharmonii Zielonogórskiej. Po próbach i po występach interesował się tam działalnością chłopięcego zespołu gitarowego "Jolanie" i roztoczył nad nim swą profesjonalną opiekę. Wkrótce grupa ta otrzymała nazwę "Waganci", a Kukulski został jej szefem, a także naczelnym kompozytorem i aranżerem. Niebawem Ścisłowski, a także ja - zostaliśmy głównymi tekściarzami "Wagantów". W tym celu stworzyliśmy nawet spółdzielnię autorską pod nazwą "Wiktor Leliwa" i ogłośiliśmy manifest, który zamykał się słowami: "Na koniec należy wyjaśnić rzecz drobną, że pisać będziemy na ogół osobno. Ochroni nas szyldzik, ominą nas troski; Prezez: (-) Konopiński, Księgowy (-) Ścisłowski." Wagantowa twórczość w rodzaju piosenek o "bystrym potoku", nie przeszkadzała nam zupełnie w pisaniu bardzo poważnych tekstów na bardzo poważne konkursy i dla bardzo poważnych wykonawców. W 1959 roku jury pod przewodnictwem Jana Brzechwy dało mi nagrodę za "Druha Ogórka", a w 1962 roku wspólnie z twórcą muzyki do filmu "Popiół i diament", Filipem Nowakiem, wygrałem konkurs na piosenkę o Wrocławiu utworem "Gdzie niebieskiej Odry brzeg"... Ania miała wtedy zaledwie 12 lat, a przed nią były jeszcze lata nauki w średniej szkole muzycznej i Liceum im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 1969 roku jako 19-latka otrzymuje pierwsze wyróżnienia na Festiwalu Piosenki i Piosenkarzy Studenckich w Krakowie oraz na świnoujskiej FAMIE. Rok wcześniej nasz "spółdzielczy duet" - Wiktor Leliwa - zdobywa w Kołobrzegu pierwsze laury z Jarosławem Kukulskim za "Zaślubinowy Pierścień". Jarek staje się kompozytorem "całą gębą"! Postanawia więc poszerzyć możliwości wykonawcze swej grupy muzycznej.

"Waganci" wzbogacają się teraz o solistkę, Annę Szmterlingównę i pod egidą Estrady Lubuskiej wyruszają na podbój kraju. Podczas jednego z wyjazdów Ania ulega wypadkowi, ale nie rezygnuje. Jarek zaczyna myśleć o nagraniach radiowych. Mój serdeczny przyjaciel - muzykolog, kompozyter i multiinstrumentalista, współtwórca Festiwali Polskiej Piosenki w Opolu - jednym słowem Mateusz Święcicki - kontaktuje nas ze znakomitym dźwiękowcem, Sławomirem Pietrzykowskim, który przygotowuje grupę do studyjnego wykonania utworów Kukulskiego. Wkrótce z nagraniami piosenek: "Pędzą białe konie chmur" (słowa Leliwy) oraz "Na tej Ziemi pozostać chcę" i "Co ja w tobie widziałam" (sł. Lecha Konopińskiego) Sławek prowadzi nas do ówczesnego kierownika Młodzieżowego Studia RYTM, Andrzeja Korzyńskiego. Żartobliwy utwór pojawia się na antenie radiowej i - jak piszą recenzenci - "rozpoczęło się prawdziwe szaleństwo". Piosenka "Co ja w tobie widziałam" nadawana jest na życzenie słuchaczy po kilkanaście razy dziennie. Wygrywa wszystko, co jest do wygrania: listę przebojów Studia RYTM, plebiscyt 17 rozgłośni i wreszcie zostaje "Piosenką Roku 1970". Ania zaśpiewała niezwykle czysto, zachwyciła wszystkich nieskazitelną dykcją i podbiła słuchaczy niecodzienną , ciepłą barwą głosu. Ogromny skukces!

W tym samym, 1970 roku, wygrywam z Jarkiem Kukulskim Ogólnopolski Konkurs Ministerstwa Kultury i Sztuki oraz MON za partyzancką wspomnieniową pieśń "Szła noc". Ta nagroda upoważnia do zaprezentowania utworu na festiwalach w Kołobrzegu i w Opolu. Jarek podejmuje ryzykowną decyzję: na festiwalu opolskim pokażemy Anię z Wagantami. Martwię się, bo uważam, że pięknej, mocnej pieśni powinien towarzyszyć wielki aparat wykonawczy. Namawiam Janka Ptaszyna Wróblewskiego, żeby wzmocnił zespół na estradzie swoim saksofonem. Chętnie się godzi, ale to jeszcze za mało... Nasza piosenka - laureatkanie osiąga w Opolu należnego jej sukcesu, ale Ania - jako solistka - niesłychanie się wszystkim podoba. Niebawem Jarek prznosi mi nową kompozycję. - Postaraj się - mówi - napisać dobry tekst; to musi być przebój! Siedzę więc i męczę się nad "szlagwortem", bo to podobno połowa piosenki, kiedy odwiedza mnie Włodek Ścisłowski: - Wymyślasz tytuł, co? Najtrudniejszy pierwszy krok! - Z nieba mi spadłeś - krzyczę - idelanie pasuje do muzyki! Napiszmy to razem! Włodek nie bardzo ma ochote pisać "o kroku", ale - tak czy owak - autorem tekstu zostaje "Wiktor Leliwa". Piosenka zostaje zaakceptowana przez organizatorów i Ania - już jako ANNA JANTAR prezentuje ją w 1973r. na festiwalu opolskim.

Nie jedziemy tym razem z Włodkiem do Opola, bo Nina Urbano ma śpiewać w Kołobrzegu marszową piosenkę Filipa Nowaka z tekstem Wiktora Leliwy: "Nie ma mocnych na żołnierza!". Utwór ten, wybrany jako najlepszy spośród 245 piosenek, zdobywa też bezapelacyjnie Złoty Pierścień. My tymczasem wypoczywamy w pobliskim Domu Pracy Twórczej ZAIKS-u w Ustroniu Morskim, dokąd zaprosiliśmy Młodą Parę - Anię i Jarka Kukulskich. Warto bowiem przypomnieć, że 11 kwietnia 1971 roku w poznańskim kościele świętej Anny prz ul. Matejki na Łazarzu odbył się ślub Ani i Jarka. Młodzi Kukulscy zaprosili na świadków - wuja Panny Młodej, Janusza Leliwę - Surmacewicza i Lecha Konopińskiego. Poczułem się niemal jak członek rodziny i trzeba powiedzieć, że te wyjątkowo serdeczne, przyjacielskie więzi trwają do dziś.

Jarek i Ania zjawili się w Ustroniu Morskim w niezbyt radosnych nastrojach. Sąd konkursowy w Opolu oceniał nasz przebój raczej średnio. Większość jurorów dała "trójeczki" i tylko Lucjan Kydryński pokazał "czwórkę". - Nie przejmujcie się złośliwymi ocenami! Spróbujcie zasnąć, a rano pogadamy! - powiedzieliśmy. Niestety, próba zaśnięcia nie była zbyt udana: nasi bohaterowie nie zmrużyli oka, bo orkiestra pobliskiej "Ustronianki" na wyraźne życzenie publiczności i przy wtórze gości restauracyjnych nie przestawała grać "Najtrudniejszego pierwszego kroku"! Takiego ostrego wkroczenia nowego przeboju chyba dotychczas nie obserwowano! Jarek i Ania znaleźli się natychmiast w centrum zainteresowania; na nas nikt nie zwracał uwagi, bo przecież tekst napisał podobno jakiś Wiktor Leliwa... Nie minęły bawet dwa lata, gdy "Polskie Nagrania" przygotowały dwa nakłady "Najtrudniejszego pierwszego kroku" ("Tyle słońca w całym mieście"): łącznie 156 tysięcy longplayów! To był rekord!!! Teraz wszyscy ludzie z "branży" chcieli współpracować z Anią i Jarkiem! Kiedy w 1976 roku na Festiwalu Piosenki w Sopocie wręczano Ani "Złotą Płytę", mogła już zaprezentować takie nowe przeboje jak "Staruszek świat" Trzcińskiego i Kleynego (II nagroda w Dniu Polskim) czy "Tyle słońca w całym mieście" - utwór męża i Janusza Kondratowicza (piosenka roku 1974). Warto przypomnieć, że w wielkim plebiscycie "Panoramy" i Krajowej Agencji Wydawniczej pod hasłem "Najpopularniejsi w roku 1976" - Jarek Kukulski zajął pierwsze miejsce, a Ania Jantar - drugie.

Myślę, że do ich sukcesu przyczyniła się też piosenka "Za każdy uśmiech", którą wspólnie z Jarkiem stworzyliśmy, a która kolejny rok utrzymywała się dzięki Ani na drugim miejscu krajowej listy przebojów. Utwór ten nadał tytuł drugiego longplaya Anny Jantar, co bardzo mnie ucieszyło, bo moi przyjaciele przeprowadzili się do Warszawy i nasza współpraca siłą rzeczy osłabła. Nie zmienia to jednak faktu, że nasze przeboje z "Najtrudniejszym pierwszym krokiem" na czele stały się "evergreenami" i - mimo zmieniających się mód muzycznych - trwają do dzisiaj.

"Najtrudniejszy" doczekał się wielu wersji zagranicznych (np. Schneider: "Jeder erste Schritt ist schwer") i wielu wykonań znakomitych, często bardzo egzotycznych wykonawców. U nas śpiewali ten utwór nawet złoci medaliści olimpijscy: Irena Szewińska i Robert Korzeniowski. Warto o tym powiedzieć, kiedy wspominamy ważne daty w tak krótkim życiu niezpapomnianej Anny Jantar.

Lech Konopiński

www.lechkonopinski.pl

Copyright ⓒ 2016 Lech Konopiński

SLUB

 Zdjęcie ślubne Anny Jantar i Jarosława Kukulskiego, po prawej Lech Konopiński jako świadek