Dzisiaj

- W 1968 roku byłem oboistą w Filharmonii Zielonogórskiej i wygrałem dwa ogólnopolskie konkursy na piosenkę. Zaraz po tym zaproponowano mi kierownictwo muzyczne Estrady Lubuskiej i założenie zespołu, by krzewić patriotyzm lokalny. Estrada Lubuska była wtedy bardzo mocna, bo miała Jacka Lecha i Trubadurów. Nasz nowy zespół miał się nazywać Zieloni albo Waganci. Wybraliśmy to drugie.

- Zieloni byliśmy co najmniej dwa razy w tygodniu, z powodu, powiedzmy, bliskości lokalnej wytwórni wódek. A Waganci to była nazwa bardzo na topie. Modnie było nazywać się jak dawni wędrowni grajkowie, Skaldowie, Trubadurzy...

- Sześciu sprawnych, silnych mężczyzn. Codziennie siłowaliśmy się na rękę no i koncertowaliśmy, zyskując lokalną, lubuską sławę. Kiedyś usłyszał o nas Mateusz Święcicki.

- Nie podobało nam się, że brzmieliśmy podobnie do Trubadurów i No To Co. Zorganizowaliśmy casting i wygrała Ania. Śpiewała "Mówiły mu" Maryli Rodowicz i jakąś wysoce atystyczną piosenkę skomponowaną na Famę. Zachwyciła mnie absolutnie.

- Była bardzo szczupła i żeby nogi wydawały się zgrabniejsze, lekko je uginała, tak trochę po kaczemu. Całe życie miała kompleks nóg, chociaż z czasem lekko się zaokrągliła i nogi stały się super zgrabne.

źródło: Super Express - fragment wywiadu udzielonego przez Jarosława Kukulskiego Krzysztofowi Szewczykowi.

Mijają dziś 3 lata od śmierci Jarosława Kukulskiego. Pamiętamy...