ANNA I JA - wspomnienia fanów

Maciej Malinowski

Anna

14 marca jest datą, która na zawsze utkwiła w kalendarzu mojego życia. Miałem niespełna 7 lat, gdy Ania odeszła. Trudno wierzyć, że to już tyle lat...

Wydawałoby się, że byt ludzki jest "skończony" w sensie istnienia i pamięci pokoleń. Tak nie jest w przypadku Ani Jantar. Przygoda z muzą Ani zaczęła się w moim przypadku w latach 80-tych, kiedy to pojawiły się liczne wznowienia płyt analogowych z Polskich Nagrań, a w Telewizyjnym Koncercie Życzeń nadawano piosenki Anny. Pamiętam, jak z wielkim przeżyciem słuchałem utworu pt. "Radość najpiękniejszych lat". Dziś, aż trudno uwierzyć, że był to rok 1978, że Ania miała 28 lat i że za dwa lata miało nastąpić to, co się stało.

Były lata przynależności do Klubu Muzycznego "Anna - Natalia" w Bydgoszczy, który zrzeszał wielu sympatyków Ani. Organizowano więc spotkania i koncery. Każdorazowe wydawnictwa sumiennie zbierane i kolekcjonowane - zawsze z nadzieją, że będzie coś nowego, bardziej unikatowego. Do dziś pielęgnuję w sobie pamięć tej pieknej, młodej dziewczyny, która zbyt szybko zniknęła z tej, jakże szeroko pojętej rzeczywistości. Był to szczególny cios dla rodziny, ale również dla wielu wielbicieli twórczośći i talentu Anny Jantar.

Wielkim przeżyciem była dla mnie możliwość poznania rodziców Ani Jantar. Studiując w Poznaniu miałem przyjemność wielokrotnie odwiedzać Pana Józefa Szmeterlinga w jego mieszkaniu przy ul. Kasprzaka 7. Wiele z tych spotkań, rozmów z ojcem Ani utrwaliłem w swoich myślach w postaci niewymazywalnego filmu, do którego wracam pamięcią pielegnując jego obraz. Miałem też okazję kilkakrotnie spotkać się z Panią Halinką Szmeterling, o której mimo upływu wielu lat - nadal często myślę. Legenda Ani Jantar łączyła i nadal łączy wielu ludzi. Jest to w pewnym sensie swoisty fenomen i namacalny dowód przetrwania. Mnie połączyła ćwierć wieku temu z Mariolą Pryzwan i Jej mężem Sławkiem. Ta przyjaźń niezmiennie trwa do dziś.

Jest wielu fantastycznych ludzi - bliskich Annie, którzy dbają o utrwalenie Jej pamięci i jestem ogromnie im za to wdzięczny. Dzięki nim obraz Anny nie okrywa się patyną przeszłości. Jest i ta strona, która stała się ciepłym azylem wspomnień, swoista ucieczka w utęsknioną przeszłość, do której tak chętnie wraca wielu z nas. Mimo odległości czasowo - przestrzennej wracam też i ja, czy to w formie jej muzyki, czy to przez przyjaźnie i znajomość, czy też odwiedziny ... tam w cieniu i ciszy tui na warszawskim Wawrzyszewie.

Wielokrotnie zastanawiam się nad tym, co byłoby gdyby nie ten feralny lot? Jak dalej potoczyłaby się kariera Ani? Jak wiem, to pytanie towarzyszy każdemu z nas. Są zatem w życiu pytania, które pozostają bez odpowiedzi.